MMA vs. CrossFit dzień 6 i 7
Dzień 6
"... dzień jak co dzień, noc pijana, wszystko zacznie się od rana, stara bida..." Noc pijana, bo jak po dużej ilości wódki - zasnąłem. Tak się upiłem sportem na wczorajszym treningu CrossFit, że sen przyszedł jak za dotknięciem magicznej różdżki. Tak jak w poniedziałek, nie miałem sił, by robić "cokolwiek", to wczoraj mocy nie brakowało. Kolejny kontakt ze sztangą. Tym razem martwy ciąg... teraz wiem, ile osób wykonuje to ćwiczenie nieprawidłowo. Mało tego, rozpowszechniają na filmikach nieprawidłowości. Ale nie o nich teraz mowa. I ja kiedyś, lata temu, próbowałem się ze sztangą w martwym ciągu… ile i jak dźwigałem, szkoda gadać. Wczoraj, mimo wielokrotnego podnoszenia, czułem się świetnie, miałem siłę na większe ciężary. Ale, ale… najpierw technika. Dzisiaj zaliczyłem pierwszy samodzielny WOD. W przeciwieństwie do treningu w parach, można odpocząć wtedy, kiedy brakuje sił, a nie w czasie wykonywania ćwiczeń przez partnera. W parze można się wzajemnie motywować. Solówki też są ok, może nawet lepiej. Coraz bardziej podoba mi się ten sport. Wiem już, jak ważna jest technika. Reszta, mam nadzieję, przyjdzie sama.
Dzień 7
Dziś, siła i wydolność mojego organizmu, na dobrym poziomie. Na macie ćwiczyliśmy kilka fajnych rzeczy. Zauważyłem, że organizm przyzwyczaja się do zwiększonej ilości treningów. Spodziewałem się cięższych chwil… i takie bywają. Czasem zdarzy mi się zmrużyć oczy ze zmęczenia w pracy. Czasem muszę zdrzemnąć się chwilkę przed treningiem. Lecz czuję się na prawdę świetnie. Jak przed chwilą pisałem, poniedziałek był trudny, ale dzisiaj jest już dobrze. Z satysfakcją mogę przyznać po jednym punkcie każdej z „próbowanych” przeze mnie dyscyplin. Jest 3 - 3.
Jeszcze jedna rzecz jaką chciałbym dziś poruszyć. Cieszą nowe, młode twarze na macie. Widać, że nie wszyscy chcą tylko leniuchować w wakacje. Życzę wytrwałości.
Komentarze
Prześlij komentarz