MMA vs. CrossFit dzień 3

... boli bo ma boleć. Poranek przywitał mnie zakwasami w nóżkach. Niemniej… już czekam na piątek. W piątek kolejny trening CrossFit. Ciekaw jestem tylko, jak poradzę sobie z tak obolałymi nogami na dzisiejszym treningu w Grapplerze. Zapewne nie będzie łatwo. Już bywało tak w ostatnich jedenastu miesięcy, że bolało a i tak szedłem na trening. No bo ten typ tak ma; kto trenuje, ten wie „jak to jest”. Troszkę ostatnio podupadałem, miałem mniej wiary w siebie, o czym wspomnę w osobnym blogu. Znowu zapowietrzył się mój osobisty kaloryfer. Wczorajszy trening pozwolił mi rozprostować skrzydła. Teraz trzeba je rozwijać. Tak wiec: jeszcze więcej zaangażowania w lipcowe treningi. Skoro całą tą przygodę nazywam MMA vs. CrossFit, należałoby rozpocząć rozważania/porównania. Po wczorajszym treningu CrossFit czułem się mniej zmęczony niż po treningu MMA czy BBJ. Obudziłem się jednak z potężnymi zakwasami, które rzadziej się pojawiają na co dzień. Rozgrzewka z podobną ilością ćwiczeń i z podobnym zapotrzebowaniem na siłę. Trening właściwy równie szybki. Porównałbym go do treningu, gdzie są sparingi albo trening szybkości czy siły. Wiadomo, że trening na macie, gdzie trenuje się np. techniki parterowe, nie wymaga wkładania tyle siły i mocy, co wyżej wspomniane. Podejście trenera Grzegorza z CF jak i Ariela z Grapplera na równym poziomie zaangażowania. Obaj panowie robią to, co kochają. Nic dziwnego, że treningi są wypełniają pasją i chęcią przekazania swoich umiejętności innym. Dość cukrowania, bo cukier niezdrowy - hehe. Wynik porównań na ten moment 1-1 Jutro zasłużony reset, dzień wolny od treningów. W piątek eksperymentuję. Jeden dzień z dwoma podejściami: na matę - sparingi i do boxa. Trzeba sprawdzać swoje możliwości. …bo wróciłem do sportu czyż nie?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #10 Mateusz Siński

Sport lekiem na całe zło...! (wpis zawiera wulgaryzmy)

Poniedziałkowy ból.