VIII Kwidzyński Bieg Papiernika

Kwidzyński Bieg Papiernika zaliczony. Za namową znajomego, trochę na spontanie, uczestniczyłem w cyklicznej imprezie, która co roku łączy tysiące biegaczy. Wpisowego brak, wielu więc zapisało się ale… zabrakło ich na starcie. Widziałem numer startowy powyżej 5 tysięcy. Bieg ukończyło, o ile pamiętam, 3433 uczestników. Dziwne to jakieś… poza kilkoma przypadkami zasłabnięcia, no i może losowymi - po co się zapisywać na bieg, jeśli nie chce się biegać? O mojej nienawiści do biegania wszyscy już wiecie. Biegam sporadycznie. Ups! Przecież ja prawie wcale nie biegam. Hehe. Każdy kilometr w moich nogach, to wyczyn. Serio. Pisałem już o tym, że po 2km, nudzi mi się bieganie, i wracam. No chyba, że biegam w dobrym towarzystwie, tak jak to jest ostatnio, ze swoją partnerką. Wtedy przebiegam po 6-7km. Wracając do sobotniego biegu… Po to, żeby przebiec ponad 10000 m w upalny dzień, musiałem przebyć ponad 30km. Szok. Na miejscu, na 3 godziny przed właściwym biegiem, ludzie biegali… tam i z powrotem biegali. Biegali i biegali… Powariowali Ci ludzie - tak sobie w duchu myślę. Co ja tu robię z tymi wariatami, pozytywni zresztą. Przedział wiekowy uczestników biegu: od 18 do 118 lat. Na mojej „rozgrzewce”, spotkałem Dawida z Wtorkowego Treningu, z grudziądzkiej grupy biegaczy. Dał mi bardzo cenną radę, którą w biegu wykorzystałem. O tym za chwilkę. Start. I kurde… okazuje się, ze „dziadkowie” szybciej biegli ode mnie. Ojcowie pchający wózki ze swoimi dziećmi, zasuwali jak na promocję do Biedronki (z całym szacunkiem dla tych ojców). Po drodze, karetki zabrały kilka osób. Upał niemiłosierny zbierał żniwo. Ja znowu myślę: zaraz i mnie tak zabiorą. Najwolniejszy pierwszy kilometr w moim wykonaniu dał mi do zrozumienia, że biegu nie skończę. Muzyka w słuchawkach (dzięki Aga za podpowiedź), nakręcała mnie jednak do działania. Przyspieszyłem. Co do cennej rady Dawida - „nie omijaj punktów z wodą”, zrozumiałem o co chodziło. Każda fontanna ze strażackich sikawek dawała ukojenie. Gąbeczki nasączone lodowatą wodą, to kolejne gramy ochłodzonej energii do działania. Kryzys złapał mnie na 7km i mam wrażenie, że 8 i 9km nie było. Pustka jakaś, amok. Dziesięciokilometrowy dystans pokonać miałem pierwszy raz w życiu. Olśniło mnie na znaku z napisem 9km.
foto: Ewa Matuszewska -9km
Pierwsza myśl. Andrzeju! dałeś radę! Został tylko 1km, tylko 1. Zasuwaj, no bo kto, jak nie ty… No i wydarłem ile sił w nogach. Wydarłem, jakbym miał za sobą szaloną grupę rozwścieczonych byków, co to chcą nadziać mnie na rogi. Założyłem sobie, że jeśli będzie mi dane ukończyć bieg, to mój czas zamknie się 01:20:00. Byłby to przyzwoity wynik. 


Myliłem się solidnie. Na aplikacji (takie coś sobie ściągnąłem z okazji biegania, hehe) ukazał się zaskakujący dla mnie czas: jedna godzina i jedna minuta. Chyba za szybko wcisnąłem "start". Jak wielkie było dla mnie zaskoczenie, kiedy w powrotnej drodze do Grudziądza, wskoczył SMS systemowy z moim czasem 00:58:21. Sukces - czyż nie? 
Co do organizacji. Nie byłem nigdy na tak dużej imprezie biegowej, to i nie mam rozeznania. Wiem jednak, że wszystko było dopięte. Dobre nagłośnienie, sprawne wydawanie pakietów startowych, dobra organizacja przed startem, oznakowania i opieka organizatorska na trasie, itd. Fajny pomysł na biegi dla dzieci. Moja córka też zaliczyła swój debiut biegowy, i razem wróciliśmy z pamiątkowymi medalami. Warto także podziękować wspierającym biegaczy kibicom. Wasz doping, wielu z nas, poniósł jak na skrzydłach szybowca do mety. 
Chciałbym ten pierwszy swój bieg na dystansie 10km dedykować bliskim mi osobą. Dziękuje, że we mnie wierzycie i wspieracie. Pozdrawiam biegającą Polskę. Nie pokocham biegania i o! (Ale polubię ;)). 8 bieg „Papiernika” przeszedł do historii.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #10 Mateusz Siński

Sport lekiem na całe zło...! (wpis zawiera wulgaryzmy)

jara szlugi i trenuje