Nienawidzę poniedziałku.

Nie ja pierwszy o tym napiszę i, za pewne nie ostatni. Czuję jednak wewnętrzną potrzebę skrobnięcia kilku zdań na ten temat... Sport jest lekiem na problemy… Tak po prostu, tak…
Już masz lepszy nastrój. Skąd biorą się takie zmiany nastroju. Wczoraj  miałem dzień bez słońca... Wiadomo; poniedziałek, który do godziny 15.00  ciągnął się jak flaki z olejem. Ziewałem… ziewałem... myślałem, że głowa pęknie mi od natłoku jakiś tam informacji. Wklepywanych do Excela. Wybija 15.30. Wszedłem. Na Sali znalazłem się chwilkę po robocie. I to,  jakby nagle odsłoniła się kurtyna… i zawrzała cala widownia. Zapomniałem o wszystkim. O tym, co mnie dotychczas irytowało; nastąpił wybuch energii. I ta energia… energia towarzyszyła mi do samego wieczora. Jak to jest ważne, kiedy wybierasz się z  córką na naukę jazdy na rowerze. To na prawdę jest prawdziwe wyzwanie.  Bieganie / latanie /czuwanie… tak to już jest z tymi córkowymi ojcami…  jazda na dwóch kołach dla prawdziwej kobietki i jej ojczulka to jest TO! I kiedy zapadł zmrok, późnym wieczorem, ogarniam chałupę i... zaliczam drugi trening „domowy”. Mimo, że wiesz o tym, że gdy wybije 5.00, musisz wstać do pracy – to, to znaczy, że rano jeszcze żyjesz. I ten sport, który pomógł mi wkroczyć za bliższe kulisy życia, i tak, po prostu, bez obłudy i kłamstwa… już wspominałem nie raz – jest mi z tym, z tym dobrodziejestwem dobrze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #10 Mateusz Siński

Bieg Trzech Plaż

Mundurowe MMA