Poniedziałkowy ból.

Po nie najlepszym występie na Bushido Cup, chwilkę "chodziłem" podłamany... Minęła leniwa niedziela wypełniona relaksem w domowym zaciszu. Czasu spędzonego z dziewczynami było co nie miara... Mimo bólu w karku i przedramieniu, rano uderzyłem na trening CrossFit, po południu do Grapplera na sparingi. Należy przecież realizować plan rozpisany do końca roku. Często tak mamy, że po porażce trzeba się podnieść. Ja mam tak, że staram się podnieść ze zdwojoną mocą. Czy to porażka w życiu, czy w sporcie… czy z mojej winy czy za sprawą innych - staję i walczę z samy sobą. Bo ta walka z samym sobą jest tą, którą chcę wygrać w pierwszej kolejności. Jak można wyczytać z wyrazu mojej twarzy na zamieszczonym niżej zdjęciu, nie czułem się z byt dobrze. Przegrałem. Łza się kręciła w oku, kiedy widziałem kolegów z klubu zdobywających medale. Smak porażki był słony. Ale, ale… na horyzoncie kolejny, ostatni start w tym roku. Nie ma co się mazać. Trzeba brać się do ciężkiej pracy...

foto: Paweł Kryściński (https://www.facebook.com/p.kryscinski?fref=ts)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #10 Mateusz Siński

Sport lekiem na całe zło...! (wpis zawiera wulgaryzmy)