...mój kawałek podłogi...
Późny wieczór. W tv nic co zaciekawiłoby mnie. Leżę na podłodze i rozmyślam. Zastanawiam się kolejny raz nad tym, co dalej w moim sporcie. Wiem, wiem… może mniej myślenia, więcej działania. Ale czy mało działam? Jak na otaczającą mnie rzeczywistość: praca, dom, trenująca partnerka, rezolutna prawie sześciolatka i... 3 do 6 treningów tygodniowo. To chyba sporo. Rok bez kontuzji motywuje i utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystko robię prawidłowo. W 2016 roku, o tej porze, miałem już medale. W bieżącym, podszedłem do startów inaczej. Postanowiłem mniej startować, więcej trenować. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Zbliża się kilka ciekawych wydarzeń sportowych, w których będę uczestniczy. Powtarzam się? A niech tam… przecież to życie, wszechświat decyduje, gdzie się w danym momencie znajdujemy. Dzisiaj właśnie dowiedziałem się, że w weekend startuje w biegu na 103 km kolega. Kozak jest z niego… czyż nie?! Wyobrażacie sobie taki maraaaton? Mówię tu o Przemku Ignaszewskim. I tak sobie myślę: co za wariat z niego. Jak to możliwe? Jak on to robi? W necie jest sporo informacji, o takich wariatach. To super sprawa. Prawda? Sami stawiamy sobie określone cele. Jak dużo osiągniemy, to już nie tylko od nas zależy. Tak uważam. Trochę się tym razem rozpisałem. Mnie też czeka maraton - inny. Bywajcie w zdrowiu.
Komentarze
Prześlij komentarz