Best of The Best CrossFit 86300 | Zawody wewnętrzne
No i… dałem się namówić, i… NIE ŻAŁUJĘ! Dziękuję za zaproszenie Grzegorzowi, dziękuję rodzinie za namawianie mnie do podjęcia walki. A zatem: do rzeczy. Pojawiłem się na zawodach wewnętrznych w klubie 86300CrossFit. Po półtora miesięcznym zgłębianiu tajników tego sportem i po dwutygodniowej absencji – stanąłem w boxie. Podjąłem wyzwanie. Lekki stresik i brak świadomości co do stopnia trudności jakie przede mną postawią organizatorzy dały mi do wiwatu. Zadawałem sobie pytanie, czy aby wszystko będę umiał wykonać wszystkie zadania. A ich lista i czas na realizację, które umieszczone zostały na tablicy, wcale nie były takie łatwe do realizacji.
Pierwsza część WOD1 co tam 800m na ergometrze pfiii – to dla mnie nie straszna rzecz. Jednak kolejna konkurencja, następująca zaraz po ergometrze, „niepełne burpees”, na przemian z przeskakiwaniem przeszkody na wysokości 60cm, to obłęd. Po prostu – obłęd. Okazało się, że moje nogi opanowała niemoc. Mięśni stały się miękkie i luźne, jak po maratonie. WOD2 nie przysporzył mi problemów natury technicznej, to niewielki, ale zawsze ciężar, już spowodował szybkie zmęczenie organizmu. WOD3, to już totalna masakra. Jak zauważycie, na tablicy zapisano dużą ilość ćwiczeń. Osobiście, ledwo zdążyłem w czasie wszystko wykonać, bo... największe problemy miałem z Wall Ball (przysiad z wyrzuceniem piłki ponad wyznaczony punk na ścianie) zaliczyłem chyba z 20 NO REP. Tragedia! Tyle nieprawidłowych powtórzeń… ach! To na tyle o moich trudnościach.
Ostatecznie 14 miejsce na 15 startujących (gdyby Seweryn nie zrezygnował z powodu kontuzji, byłoby 15). Czyli byłem ostatni :). Jest szansa, że następnym razem będę przedostatni – hehe. A w przyszłości, kto wie?
Wszystkim znajomym z boxa, którzy dopingowali mnie w momentach słabości, Marcie, Arkowi, Grzegorzowi, Bartkowi, Bartasowi i innym – wielkie dziękuję. Kiedy padałem, Wasza mobilizacja podnosiła mnie. Dotrwałem!
Pierwsza część WOD1 co tam 800m na ergometrze pfiii – to dla mnie nie straszna rzecz. Jednak kolejna konkurencja, następująca zaraz po ergometrze, „niepełne burpees”, na przemian z przeskakiwaniem przeszkody na wysokości 60cm, to obłęd. Po prostu – obłęd. Okazało się, że moje nogi opanowała niemoc. Mięśni stały się miękkie i luźne, jak po maratonie. WOD2 nie przysporzył mi problemów natury technicznej, to niewielki, ale zawsze ciężar, już spowodował szybkie zmęczenie organizmu. WOD3, to już totalna masakra. Jak zauważycie, na tablicy zapisano dużą ilość ćwiczeń. Osobiście, ledwo zdążyłem w czasie wszystko wykonać, bo... największe problemy miałem z Wall Ball (przysiad z wyrzuceniem piłki ponad wyznaczony punk na ścianie) zaliczyłem chyba z 20 NO REP. Tragedia! Tyle nieprawidłowych powtórzeń… ach! To na tyle o moich trudnościach.
Ostatecznie 14 miejsce na 15 startujących (gdyby Seweryn nie zrezygnował z powodu kontuzji, byłoby 15). Czyli byłem ostatni :). Jest szansa, że następnym razem będę przedostatni – hehe. A w przyszłości, kto wie?
Wszystkim znajomym z boxa, którzy dopingowali mnie w momentach słabości, Marcie, Arkowi, Grzegorzowi, Bartkowi, Bartasowi i innym – wielkie dziękuję. Kiedy padałem, Wasza mobilizacja podnosiła mnie. Dotrwałem!
Zawody – fajna spraw. Pełen profesjonalizm! Rodzinna atmosfera i pięknie spędzony czas. Piona, i do zobaczenia. Już niebawem, spotkamy się na treningach. :)
Komentarze
Prześlij komentarz