Grapplethon Warszawa

To był prawdziwy maraton. Sala LFC zrobiła na mnie wrażenie. Na co dzień mam do czynienia z mniejszymi klubami. Kolejka do odhaczenia się na liście… i już wiedziałem, że uczestników jest tylu, ile zakładano. Wielu z nas przejechało sporo kilometrów, by się tu spotkać. Szczytny cel jaki przyświecał wydarzeniu: pomoc małemu chłopcu. Okazało się, że Jiu Jitsu łączy. Wchodząc na matę, nie wiedziałem, co mnie czeka. Trenując w klubie, sparuję z kolegami. Wszyscy się znamy. Tutaj… spotkanie z tak dużą ilością ludzi lekko mnie przerażało. Na szczęście – szybko opadł dreszczyk emocji, kiedy przybiłem pierwszą piątkę. Sparingi były różne: i lżejsze, i te na pełnej mocy, z pełnym zaangażowaniem, z zabawą i całkowitym relaksem. W końcu każdy wiedział, że ma do „przekulania” 3 godziny. Uczestnicy imprezy zapewne potwierdzą, że event się udał w 100%. Niech żałują ci, którzy nie uczestniczyli w imprezie. Poznałem tego dnia wielu ciekawych ludzi. Zapaliłem się do kolejnych działań związanych z Jiu Jitsu. Ktoś mi niedawno powiedział: „pokochasz ten sport”. Już go uwielbiam… Nie żałuję przejechanych kilometrów, by sprawdzić się po raz pierwszy na tego typu imprezie. Teraz czas sprawdzić się na zawodach. Gratulacje dla organizatorów. Impreza udana. Dziękuję chłopakom z No Limits za propozycję dojazdu do stolicy i Piotrowi za fajną rundę. Wszystkim, z którymi miałem przyjemność powalczyć – stokroć dziękuję!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ #10 Mateusz Siński

Sport lekiem na całe zło...! (wpis zawiera wulgaryzmy)

Poniedziałkowy ból.